Dentysta radzi
Pasty wybielające
Marząc o białym uśmiechu, decydujemy się na zakup past do zębów, które w swojej nazwie zawierają magiczne słówko whitening lub white, i które szeroko reklamowane w telewizji, zajmują pokaźną przestrzeń regałów sklepowych, przez co niejako same wchodzą nam w ręce.
Marząc o białym uśmiechu, decydujemy się na zakup past do zębów, które w swojej nazwie zawierają magiczne słówko whitening lub white, i które szeroko reklamowane w telewizji, zajmują pokaźną przestrzeń regałów sklepowych, przez co niejako same wchodzą nam w ręce.
Użytkujemy radośnie owe pasty miesiącami, a nawet latami, pilnie wyczekując oszałamiających efektów wybielania na naszych zębach i choć początkowo rzeczywiście wydają się one jaśniejsze i jakby bardziej zadbane, to po dłuższym okresie czasu, nasze uśmiechy nie tylko nie stają się już bielsze, ale wręcz zdają się żółknąć, szarzeć i brzydnąć w oczach, a narastająca nadwrażliwość skutecznie odbiera nam satysfakcję z pielegnowania uzębienia.
Jak to możliwe (?), pytamy sami siebie, przecież cały czas stosowaliśmy pastę wybielającą, która miała zagwarantować zębom lśniącą biel, nieskazitelną czystość i świeżość (!).
Otóż, większość past wybielających nie zawiera środków chemicznych działających na szkliwo w sposób rozjaśniający, a jedynie substancje ścierne, które usuwają z powierzchni zęba powlekające go osady. Niestety, abrazyjne czyli ścierne drobiny zawarte w paście ścierają osady wraz ze szkliwem, trwale i nieodwracalnie uszkadzając twarde tkanki zęba i przynosząc w niedługim czasie nadwrażliwość, będącą efektem obnażenia znajdującej się pod szkliwem zębiny. Jest to moment, w którym część pacjentów zaniepokojona bólem zębów podczas picia zimnych lub gorących napojów, zwraca się o pomoc do lekarza dentysty.
Jednak duża grupa osób, zwłaszcza tych mocno zapracowanych, albo po prostu stroniących od dentysty, usiłuje sobie pomóc domowymi środkami, a więc tym razem pastami znoszącymi nadwrażliwość. I nie byłoby w tym nic szczególnego, gdyby nie fakt, że ta grupa pacjentów nadal niszczy swoje zęby, nieświadoma odległych konsekwencji swojego działania.
Uszkodzenia twardych tkanek zębów to tzw. ubytki klinowe lub przyszyjkowe, które pogłębiając się praktycznie przy każdym szczotkowaniu, „podcinają” ząb, osłabiając jego wytrzymałość i narażając na złamanie. Wcześniej jednak dochodzi do obnażenia miazgi, czyli znajdującego się wewnątrz zęba nerwu, stąd narastająca nadwrażliwość powinna budzić najwyższą czujność pacjenta.
Leczenie ubytków klinowych, czy też „szyjek” polega na zakładaniu kompozytowych wypełnień odbudowujących utracone tkanki. Inną odsłoną tego samego problemu jest przecienianie powierzchni wargowej szkliwa, przez co zęby przednie stają się bardziej płaskie i przezierne. Uwidacznia się to w postaci ciemnych krawędzi stycznych zębów, gdzie poprzez cienkie szkliwo przeziera czerń jamy ustnej, optycznie poszarzając nasze siekacze. Czasem na powierzchniach wargowych pojawiają się żółte plamy, będące odsłoniętą zębiną, które nie poddają się czyszczeniu, nawet pastami wybielającymi. Tutaj, niestety jedynym sensownym leczeniem jest wykonanie licówek, które pogrubią ścieńczałe tkanki i przywrócą im jasny kolor.
Tymczasem, producenci past, prześcigają się w pozyskiwaniu rynku i opracowują preparaty, które wywołując nadwrażliwość, jednocześnie znoszą ją zawartymi w paście środkami blokującymi przewodnictwo nerwowe lub wysoką zawartością fluoru. Użytkownicy tych ostatnich zapewne długo nie zorientją się w szkodliwym działaniu stosowanych przez nich preparatów. Zwłaszcza w przeświadczeniu, że preparaty do higieny, które kupują, są rekomendowane przez lekarzy dentystów, o czym solennie zapewniają reklamy.
Jak to możliwe (?), pytamy sami siebie, przecież cały czas stosowaliśmy pastę wybielającą, która miała zagwarantować zębom lśniącą biel, nieskazitelną czystość i świeżość (!).
Otóż, większość past wybielających nie zawiera środków chemicznych działających na szkliwo w sposób rozjaśniający, a jedynie substancje ścierne, które usuwają z powierzchni zęba powlekające go osady. Niestety, abrazyjne czyli ścierne drobiny zawarte w paście ścierają osady wraz ze szkliwem, trwale i nieodwracalnie uszkadzając twarde tkanki zęba i przynosząc w niedługim czasie nadwrażliwość, będącą efektem obnażenia znajdującej się pod szkliwem zębiny. Jest to moment, w którym część pacjentów zaniepokojona bólem zębów podczas picia zimnych lub gorących napojów, zwraca się o pomoc do lekarza dentysty.
Jednak duża grupa osób, zwłaszcza tych mocno zapracowanych, albo po prostu stroniących od dentysty, usiłuje sobie pomóc domowymi środkami, a więc tym razem pastami znoszącymi nadwrażliwość. I nie byłoby w tym nic szczególnego, gdyby nie fakt, że ta grupa pacjentów nadal niszczy swoje zęby, nieświadoma odległych konsekwencji swojego działania.
Uszkodzenia twardych tkanek zębów to tzw. ubytki klinowe lub przyszyjkowe, które pogłębiając się praktycznie przy każdym szczotkowaniu, „podcinają” ząb, osłabiając jego wytrzymałość i narażając na złamanie. Wcześniej jednak dochodzi do obnażenia miazgi, czyli znajdującego się wewnątrz zęba nerwu, stąd narastająca nadwrażliwość powinna budzić najwyższą czujność pacjenta.
Leczenie ubytków klinowych, czy też „szyjek” polega na zakładaniu kompozytowych wypełnień odbudowujących utracone tkanki. Inną odsłoną tego samego problemu jest przecienianie powierzchni wargowej szkliwa, przez co zęby przednie stają się bardziej płaskie i przezierne. Uwidacznia się to w postaci ciemnych krawędzi stycznych zębów, gdzie poprzez cienkie szkliwo przeziera czerń jamy ustnej, optycznie poszarzając nasze siekacze. Czasem na powierzchniach wargowych pojawiają się żółte plamy, będące odsłoniętą zębiną, które nie poddają się czyszczeniu, nawet pastami wybielającymi. Tutaj, niestety jedynym sensownym leczeniem jest wykonanie licówek, które pogrubią ścieńczałe tkanki i przywrócą im jasny kolor.
Tymczasem, producenci past, prześcigają się w pozyskiwaniu rynku i opracowują preparaty, które wywołując nadwrażliwość, jednocześnie znoszą ją zawartymi w paście środkami blokującymi przewodnictwo nerwowe lub wysoką zawartością fluoru. Użytkownicy tych ostatnich zapewne długo nie zorientją się w szkodliwym działaniu stosowanych przez nich preparatów. Zwłaszcza w przeświadczeniu, że preparaty do higieny, które kupują, są rekomendowane przez lekarzy dentystów, o czym solennie zapewniają reklamy.
Jak skutecznie myć ósemki
Wielu pacjentów ma problem z czyszczeniem ostatnich zębów trzonowych. Dotyczy to z reguły zębów mądrości, czyli ósemek, których zarówno umiejscowienie na końcu łuku zębowego, jak i częste odchylenia od płaszczyzny zgryzu uniemożliwiają prawidłową higienę tych okolic.
Wielu pacjentów ma problem z czyszczeniem ostatnich zębów trzonowych. Dotyczy to z reguły zębów mądrości, czyli ósemek, których zarówno umiejscowienie na końcu łuku zębowego, jak i częste odchylenia od płaszczyzny zgryzu uniemożliwiają prawidłową higienę tych okolic.
Nierzadko osoby używające tradycyjnej szczoteczki skarżą się na bolesne urazy gałęzi żuchwy, czyli kości położonej z tyłu i boku od zębów trzonowych, podczas próby dotarcia do najdalej położonych powierzchni zębów. Dobrym rozwiązaniem dla posiadaczy ósemek jest szczoteczka elektryczna, której mała główka doskonale mieści się w ograniczonej przestrzeni trójkąta zatrzonowcowego oraz nie wymaga dodatkowego miejsca do wykonywania ruchów szczotkowania, jak w przypadku szczoteczki manualnej. Ruchoma końcówka szczotki elektrycznej wykonuje półobroty w obie strony a także drgania, którymi powoduje masaż dziąsła, dosłownie wyciskając spod niego resztki pokarmowe. Należy jednak podkreślić, iż częściowo zatrzymane zęby mądrości pokryte grubym, nieregularnym kapturem dziąsłowym kwalifikują się do usunięcia, o ile nie zmieniają stopnia swojego wyrżnięcia przez okres dłuższy niż dwa lata. Ów kaptur dziąsłowy bowiem, stanie się prędzej czy później przyczyną uciążliwych zapaleń, którym towarzyszy ból, obrzmienie okolicznych tkanek miękkich, a czasem nawet szczękościsk, czyli utrudnione otwieranie ust.Jest to spowodowane gromadzeniem się trudno rozpuszczalnych resztek pożywienia pod nawisem dziąsła, gdzie są one przytrzymywane przez nierówną powierzchnię zęba. Wobec braku możliwości usunięcia ich przy pomocy zwykłych zabiegów higienicznych, podlegają tam procesom gnilnym, wywołując silny stan zapalny.
Pacjenci sądzą wówczas, że ból spowodowany jest wyrzynaniem się zęba i że w pewnym sensie ma on moc uzdrawiającą, tzn. że w efekcie ząb wyrżnie się i ból ustąpi. Tak się jednak nie dzieje, gdyż zazwyczaj ząb przytrzymywany jest przez kość lub wklinowany jest pod sąsiedni ząb i praktycznie nie ma on możliwości prawidłowo ukazać się w jamie ustnej.I choć pod wpływem antybiotykoterapii lub nawet samoistnie, ból i obrzęk ustępują, to z pewnością powrócą w ciągu kilku lub kilkunastu miesięcy. W takich przypadkach warto zaopatrzyć się w irygator, który pomocny będzie przy usuwaniu resztek pokarmowych zgromadzonych pod dziąsłem przy wykorzystaniu strumienia wody kierowanego pod ciśnieniem w trudno dostępne miejsce.
Najrozsądniej jednak skorzystać z porady dentysty, który podpowie nam czy warto pielęgnować uciążliwego „pupila”, czy może wygodniej byłoby się go pozbyć.
Pacjenci sądzą wówczas, że ból spowodowany jest wyrzynaniem się zęba i że w pewnym sensie ma on moc uzdrawiającą, tzn. że w efekcie ząb wyrżnie się i ból ustąpi. Tak się jednak nie dzieje, gdyż zazwyczaj ząb przytrzymywany jest przez kość lub wklinowany jest pod sąsiedni ząb i praktycznie nie ma on możliwości prawidłowo ukazać się w jamie ustnej.I choć pod wpływem antybiotykoterapii lub nawet samoistnie, ból i obrzęk ustępują, to z pewnością powrócą w ciągu kilku lub kilkunastu miesięcy. W takich przypadkach warto zaopatrzyć się w irygator, który pomocny będzie przy usuwaniu resztek pokarmowych zgromadzonych pod dziąsłem przy wykorzystaniu strumienia wody kierowanego pod ciśnieniem w trudno dostępne miejsce.
Najrozsądniej jednak skorzystać z porady dentysty, który podpowie nam czy warto pielęgnować uciążliwego „pupila”, czy może wygodniej byłoby się go pozbyć.
Czy cofające się dziąsło oznacza paradontozę
Ta ostatnia jest chorobą przyzębia, czyli aparatu zawieszeniowego zęba, który za pomocą milionów elastycznych włókienek przytrzymuje ząb w zębodole. Paradontoza oznacza stan zapalny wokół zęba, skutkujący utratą podparcia kostnego i rozchwiewaniem się zęba.
Ta ostatnia jest chorobą przyzębia, czyli aparatu zawieszeniowego zęba, który za pomocą milionów elastycznych włókienek przytrzymuje ząb w zębodole. Paradontoza oznacza stan zapalny wokół zęba, skutkujący utratą podparcia kostnego i rozchwiewaniem się zęba.
Jest to podstępna choroba, przebiegająca wiele lat niepostrzeżenie, a nieliczne symptomy, jak krwawienie dziąseł lub obnażanie szyjek zębowych są przez pacjentów zwykle lekceważone. Istotę swojej choroby pacjenci poznają zazwyczaj dopiero wówczas, gdy dochodzi do utraty pierwszych zębów na skutek rozchwiania, pozostałe zaś znajdują się już zaawansowanym stadium choroby. Powstrzymanie paradontozy na tym etapie wiąże się z kosztownym leczeniem chirurgicznym, protetycznym lub pogodzeniem się z perspektywą nieodległej utraty uzębienia
Wcześnie zdiagnozowana, w przeważającej liczbie przypadków przypadłość ta poddaje się standardowemu leczeniu, którym są przeprowadzane co najmniej raz na pół roku zabiegi profesjonalnego czyszczenia zębów. Usuwanie kamienia nazębnego, zwłaszcza poddziąsłowego daje bardzo pozytywne wyniki w opóźnianiu postępów paradontozy, zwiększając szansę na utrzymanie naturalnego uzębienia do późnej starości. Warunkiem jest, aby zabieg był przeprowadzony bardzo skrupulatnie, a kamień usunięty doszczętnie, w przeciwnym razie częste zgłaszanie się na skalingi będzie jedynie zabijaniem wyrzutów sumienia i nie będzie skuteczne w walce z chorobą przyzębia.
Cofanie się dziąsła, zwane recesją dziąsłową ma nieco inne podłoże, np. urazowe, gdzie ząb nieprawidłowo ustawiony w łuku podlega silnym przeciążeniom lub jako nadmiernie wysunięty przed inne zęby jest zbyt mocno szczotkowany. Zdarza się również, że pacjenci używając twardych szczotek lub agresywnych past wybielających, niszczą konsekwentnie brzeg dziąsłowy, powodując pojawianie się tzw. szyjek, czyli powierzchni obnażonej zębiny, wrażliwej na zmiany temperatury, słodkie lub kwaśne pokarmy oraz przesuszenie, ale to już temat innego artykułu.
Jak zatem ustalić, co jest przyczyną cofania się dziąseł, jeśli takie zaobserwujemy u siebie lub naszych bliskich? Najpierw należy wykonać zdjęcie pantomograficzne, które pomoże ocenić poziom kości utrzymującej nasze zęby we właściwym miejscu, a następnie poddać się zabiegowi profesjonalnego oczyszczania zębów, który wiele wyjaśni w temacie odkładania kamienia nazębnego i jego wpływu na nasze przyzębie. Doświadczony dentysta z pewnością właściwie oceni ryzyko wystąpienia paradontozy na podstawie wywiadu i badania klinicznego, popartego zdjęciem rentgenowskim.
Wcześnie zdiagnozowana, w przeważającej liczbie przypadków przypadłość ta poddaje się standardowemu leczeniu, którym są przeprowadzane co najmniej raz na pół roku zabiegi profesjonalnego czyszczenia zębów. Usuwanie kamienia nazębnego, zwłaszcza poddziąsłowego daje bardzo pozytywne wyniki w opóźnianiu postępów paradontozy, zwiększając szansę na utrzymanie naturalnego uzębienia do późnej starości. Warunkiem jest, aby zabieg był przeprowadzony bardzo skrupulatnie, a kamień usunięty doszczętnie, w przeciwnym razie częste zgłaszanie się na skalingi będzie jedynie zabijaniem wyrzutów sumienia i nie będzie skuteczne w walce z chorobą przyzębia.
Cofanie się dziąsła, zwane recesją dziąsłową ma nieco inne podłoże, np. urazowe, gdzie ząb nieprawidłowo ustawiony w łuku podlega silnym przeciążeniom lub jako nadmiernie wysunięty przed inne zęby jest zbyt mocno szczotkowany. Zdarza się również, że pacjenci używając twardych szczotek lub agresywnych past wybielających, niszczą konsekwentnie brzeg dziąsłowy, powodując pojawianie się tzw. szyjek, czyli powierzchni obnażonej zębiny, wrażliwej na zmiany temperatury, słodkie lub kwaśne pokarmy oraz przesuszenie, ale to już temat innego artykułu.
Jak zatem ustalić, co jest przyczyną cofania się dziąseł, jeśli takie zaobserwujemy u siebie lub naszych bliskich? Najpierw należy wykonać zdjęcie pantomograficzne, które pomoże ocenić poziom kości utrzymującej nasze zęby we właściwym miejscu, a następnie poddać się zabiegowi profesjonalnego oczyszczania zębów, który wiele wyjaśni w temacie odkładania kamienia nazębnego i jego wpływu na nasze przyzębie. Doświadczony dentysta z pewnością właściwie oceni ryzyko wystąpienia paradontozy na podstawie wywiadu i badania klinicznego, popartego zdjęciem rentgenowskim.
Żucie nasze codzienne
Dawniej żucie gumy kojarzyło się z „donaldówką” z Pewexu i kolekcją historyjek o Kaczorze Donaldzie. Znajdowane właśnie w gumach do żucia, stanowiły na przedszkolnych podwórkach oraz szkolnych korytarzach swoistą walutę, którą można było wówczas wymienić na inne cenne gadżety, a nawet na drugie śniadanie.
Dawniej żucie gumy kojarzyło się z „donaldówką” z Pewexu i kolekcją historyjek o Kaczorze Donaldzie. Znajdowane właśnie w gumach do żucia, stanowiły na przedszkolnych podwórkach oraz szkolnych korytarzach swoistą walutę, którą można było wówczas wymienić na inne cenne gadżety, a nawet na drugie śniadanie.
Umiejętność robienia balonów z gumy do żucia warunkowała akceptację w środowisku małolatów.
Żucie gumy było atrybutem:
a) wieku cielęcego
b) nonszalanckiego stosunku do świata
c) amerykańskiego imperializmu
Obecnie guma do żucia, wyzbywszy się cukru, zyskała cechy utylitarne. Stała się sprzymierzeńcem w walce z próchnicą, z brzydkim zapachem z ust, a nawet z osadem na zębach. Bywa również substytutem posiłku, gdy w codziennej gonitwie zaczynamy ją żuć rano, aby wieczorem zorientować się, że po pierwsze nadal żujemy tę samą gumę, po drugie nie jedliśmy nic od śniadania.
Mechanizm działania gumy do żucia ma wiele punktów uchwytu.
Dzięki mechanicznemu wyciskaniu z przestrzeni międzyzębowych resztek pokarmu pozostałych po posiłku, zapobiega ona powolnemu rozkładowi resztek oraz namnażaniu się bakterii w tych miejscach. To oszczędza zarówno brodawkę dziąsłową przed długotrwałym uciskiem, jak również powierzchnię szkliwa przed wytrawianiem (demineralizacją) kwasami produkowanymi przez bakterie. Dodatkowo, czynność żucia sama w sobie stymuluje gruczoły ślinowe do wzmożonej produkcji śliny, co wspomaga wypłukiwanie resztek z miejsc trudno dostępnych. Jeżeli zaś weźmiemy pod uwagę walor smakowy i zapachowy gumy, np. miętowy, to natychmiast zrozumiemy, w jaki sposób pomaga ona szybko zneutralizować niepożądany zapach z ust. Brak cukru w jej składzie oznacza, że nie tuczy, bo nie zawiera kalorii. Nie tuczy ani nas, ani naszych bakterii, gdyż substancja słodząca zawarta w gumie do żucia nie jest substratem w metabolizmie bakterii.
I oto, wydawałoby się, mamy produkt idealny, nieobciążony żadnymi wadami, ani działaniami niepożądanymi.
A jednak, żaden dentysta nie powinien bezkrytycznie przyglądać się nałogowi żucia gumy, na który cierpi wielu jego pacjentów. Wielogodzinne żucie gumy prowadzi bowiem do nadczynności mięśni żwaczy, co zwykle owocuje nocnym zgrzytaniem lub zaciskaniem zębów (bruksizm). Podobnie, jak podnoszenie ciężarków wyrzeźbi nam bicepsy, tak częste i przedłużające się żucie gumy spowoduje wzrost masy mięśniowej żwaczy, a z czasem nawet przemodeluje kształt żuchwy.
Dlatego nie powinno się żuć zbyt często i na pewno niezbyt długo. Guma bez cukru polecana jest przez stomatologów po posiłku nie dłużej niż przez 20 minut. Rozsądnie byłoby również monitorować nasze pociechy, aby nie nabrały złych nawyków za przyzwoleniem nieświadomych problemu rodziców.
Żucie gumy było atrybutem:
a) wieku cielęcego
b) nonszalanckiego stosunku do świata
c) amerykańskiego imperializmu
Obecnie guma do żucia, wyzbywszy się cukru, zyskała cechy utylitarne. Stała się sprzymierzeńcem w walce z próchnicą, z brzydkim zapachem z ust, a nawet z osadem na zębach. Bywa również substytutem posiłku, gdy w codziennej gonitwie zaczynamy ją żuć rano, aby wieczorem zorientować się, że po pierwsze nadal żujemy tę samą gumę, po drugie nie jedliśmy nic od śniadania.
Mechanizm działania gumy do żucia ma wiele punktów uchwytu.
Dzięki mechanicznemu wyciskaniu z przestrzeni międzyzębowych resztek pokarmu pozostałych po posiłku, zapobiega ona powolnemu rozkładowi resztek oraz namnażaniu się bakterii w tych miejscach. To oszczędza zarówno brodawkę dziąsłową przed długotrwałym uciskiem, jak również powierzchnię szkliwa przed wytrawianiem (demineralizacją) kwasami produkowanymi przez bakterie. Dodatkowo, czynność żucia sama w sobie stymuluje gruczoły ślinowe do wzmożonej produkcji śliny, co wspomaga wypłukiwanie resztek z miejsc trudno dostępnych. Jeżeli zaś weźmiemy pod uwagę walor smakowy i zapachowy gumy, np. miętowy, to natychmiast zrozumiemy, w jaki sposób pomaga ona szybko zneutralizować niepożądany zapach z ust. Brak cukru w jej składzie oznacza, że nie tuczy, bo nie zawiera kalorii. Nie tuczy ani nas, ani naszych bakterii, gdyż substancja słodząca zawarta w gumie do żucia nie jest substratem w metabolizmie bakterii.
I oto, wydawałoby się, mamy produkt idealny, nieobciążony żadnymi wadami, ani działaniami niepożądanymi.
A jednak, żaden dentysta nie powinien bezkrytycznie przyglądać się nałogowi żucia gumy, na który cierpi wielu jego pacjentów. Wielogodzinne żucie gumy prowadzi bowiem do nadczynności mięśni żwaczy, co zwykle owocuje nocnym zgrzytaniem lub zaciskaniem zębów (bruksizm). Podobnie, jak podnoszenie ciężarków wyrzeźbi nam bicepsy, tak częste i przedłużające się żucie gumy spowoduje wzrost masy mięśniowej żwaczy, a z czasem nawet przemodeluje kształt żuchwy.
Dlatego nie powinno się żuć zbyt często i na pewno niezbyt długo. Guma bez cukru polecana jest przez stomatologów po posiłku nie dłużej niż przez 20 minut. Rozsądnie byłoby również monitorować nasze pociechy, aby nie nabrały złych nawyków za przyzwoleniem nieświadomych problemu rodziców.
Płukanki do zębów: jakie, kiedy i dlaczego
Producenci środków do higieny jamy ustnej prześcigają się w pozyskiwaniu klientów przy pomocy reklamy telewizyjnej, wychodząc z założenia, że powszechne stosowanie ich produktów z pewnością nie zaszkodzi, a przecież w wielu przypadkach może pomóc. Trudno takiemu założeniu odmówić logiki, choć osobiście wolałabym, aby pacjenci kierowali się bardziej świadomym wyborem, niż owczym pędem.
Producenci środków do higieny jamy ustnej prześcigają się w pozyskiwaniu klientów przy pomocy reklamy telewizyjnej, wychodząc z założenia, że powszechne stosowanie ich produktów z pewnością nie zaszkodzi, a przecież w wielu przypadkach może pomóc. Trudno takiemu założeniu odmówić logiki, choć osobiście wolałabym, aby pacjenci kierowali się bardziej świadomym wyborem, niż owczym pędem.
Generalnie płukanki można podzielić na dwa rodzaje. Dla jednych cel i miejsce działania stanowi dziąsło i błona śluzowa, dla innych - ząb, w szczególności zaś konkretne jego tkanki: szkliwo lub zębina.
Pierwszy rodzaj obejmuje preparaty do leczenia lub łagodzenia skutków chorób dziąseł i przyzębia. Zawierają one najczęściej chlorhexydynę w różnym stężeniu, która redukuje liczbę bakterii w jamie ustnej oraz zapobiega odkładaniu się kamienia nazębnego.
Drugi rodzaj to roztwory zawierające aktywne postacie fluoru i wspomagające profilaktykę przeciwpróchnicową lub znoszące nadwrażliwość.
Od niedawna na rynku obecne są również preparaty reklamowane jako łączące zalety obu rodzajów płukanek, tzn. dbające jednocześnie o dziąsła i o zęby, zalecane do codziennej pielęgnacji jamy ustnej. Zawierają one substancje bakteriostatyczne, np. fluorek cynawy (Meridol) lub tymol (Listerine).
W przypadku płukanek do profilaktyki przeciwpróchnicowej, godnymi uwagi ze względu na swoją skuteczność są te zawierające aminofluorki, których dostępność biologiczna, czyli łatwość, z jaką wbudowują się w tkankę zęba jest wyższa w stosunku do fluorku sodu stosowanego dotychczas.
Czy płukanka może szkodzić?
Odpowiedź na to pytanie nie jest ani prosta ani jednoznaczna. Istnieją badania, które wskazują na związek pomiędzy zwiększonym ryzykiem rozwoju raka błony śluzowej jamy ustnej a przewlekłym stosowaniem preparatów będących roztworami alkoholowymi*, a niewątpliwie część płukanek do takich należy. Stąd też np. producent Eludrilu zaleca ograniczenie kuracji tym preparatem do max. 2 tygodni. Działanie takie jednakże nie zostało ostatecznie potwierdzone odpowiednią liczbą badań.
Bezsprzecznym natomiast pozostaje fakt powstawania przebarwień na zębach, a zwłaszcza na wypełnieniach kompozytowych w wyniku przedłużonego stosowania płukanek do leczenia, bądź profilaktyki chorób przyzębia. Dotyczy to w szczególności preparatów zawierających chlohexydynę wprost proporcjonalnie do jej stężenia (ciemnobrunatny osad), ale problem ten pojawia się również u pacjentów stosujących wcześniej wspomniane płukanki do codziennej higieny, gdzie chlorhexydynę zastąpiono innymi antyseptykami. Mimo zapewnień producentów, na gorzej doczyszczanych powierzchniach zębów (zwłaszcza od strony podniebiennej i językowej) pojawiają się po kilku miesiącach beżowe plamy, które jednak są łatwe do usunięcia profesjonalnymi metodami czyszczenia. Paradoksalnie, zjawisko to jest korzystne z punktu widzenia lekarza, który ma możliwość okresowego monitorowania pacjenta zgłaszającego się z powodu osadu nazębnego.
Niektóre preparaty zawierają składniki alergizujące, a ich działanie może nie ograniczać się do powodowania miejscowych zmian, ale manifestować się w odległych miejscach np. w postaci atopowego zapalenia skóry. Do takich silnych alergenów należy chlorek cetylopirydynowy, składnik wielu past do zębów i płukanek. A ponieważ w powszechnym przekonaniu stosowanie płukanek jest dowodem na to, że dbamy o nasze zęby, pacjenci rzadko identyfikują tę grupę środków higienicznych z potencjalnym zagrożeniem dla zdrowia.
Zachęcam Państwa do czytania ulotek informacyjnych dołączonych do produktu, składu podanego na etykiecie płukanki, ale przede wszystkim do konsultowania swoich wyborów z lekarzem dentystą, aby uniknąć działań niepożądanych, efektu placebo albo zwykłego rozczarowania.
*McCullough, Michael; C. S. Farah (December 2008). "The role of alcohol in oral carcinogenesis with particular reference to alcohol-containing mouthwashes". Australian Dental Journal 53 (4): 302–305. http://www3.interscience.wiley.com/cgi-bin/fulltext/121540201/HTMLSTART.
"There is now sufficient evidence to accept the proposition that developing oral cancer is increased or contributed to by the use of alcohol-containing mouthwashes. Whilst many of these products may have been shown to be effective in penetrating oral microbial biofilms in vitro and reducing oral bacterial load, it would be wise to restrict their use to short-term therapeutic situations if needed. Perhaps the use of mouthwashes that do not contain alcohol may be equally effective. Further, mouthrinses should be prescribed by dentists, like any other medication. There may well be a reason for the use of alcohol-containing mouthrinses, but only for a particular situation and for a limited and controlled period of time. As such, patients should be provided with written instructions for mouthwash use, and mouthwash use should be restricted to adults for short durations and specific, clearly defined reasons. It is the opinion of the authors that, in light of the evidence currently available of the association of alcohol-containing mouthwashes with the development of oral cancer, it would be inadvisable for oral healthcare professionals to recommend the long-term use of alcohol-containing mouthwashes."
Drugi rodzaj to roztwory zawierające aktywne postacie fluoru i wspomagające profilaktykę przeciwpróchnicową lub znoszące nadwrażliwość.
Od niedawna na rynku obecne są również preparaty reklamowane jako łączące zalety obu rodzajów płukanek, tzn. dbające jednocześnie o dziąsła i o zęby, zalecane do codziennej pielęgnacji jamy ustnej. Zawierają one substancje bakteriostatyczne, np. fluorek cynawy (Meridol) lub tymol (Listerine).
W przypadku płukanek do profilaktyki przeciwpróchnicowej, godnymi uwagi ze względu na swoją skuteczność są te zawierające aminofluorki, których dostępność biologiczna, czyli łatwość, z jaką wbudowują się w tkankę zęba jest wyższa w stosunku do fluorku sodu stosowanego dotychczas.
Czy płukanka może szkodzić?
Odpowiedź na to pytanie nie jest ani prosta ani jednoznaczna. Istnieją badania, które wskazują na związek pomiędzy zwiększonym ryzykiem rozwoju raka błony śluzowej jamy ustnej a przewlekłym stosowaniem preparatów będących roztworami alkoholowymi*, a niewątpliwie część płukanek do takich należy. Stąd też np. producent Eludrilu zaleca ograniczenie kuracji tym preparatem do max. 2 tygodni. Działanie takie jednakże nie zostało ostatecznie potwierdzone odpowiednią liczbą badań.
Bezsprzecznym natomiast pozostaje fakt powstawania przebarwień na zębach, a zwłaszcza na wypełnieniach kompozytowych w wyniku przedłużonego stosowania płukanek do leczenia, bądź profilaktyki chorób przyzębia. Dotyczy to w szczególności preparatów zawierających chlohexydynę wprost proporcjonalnie do jej stężenia (ciemnobrunatny osad), ale problem ten pojawia się również u pacjentów stosujących wcześniej wspomniane płukanki do codziennej higieny, gdzie chlorhexydynę zastąpiono innymi antyseptykami. Mimo zapewnień producentów, na gorzej doczyszczanych powierzchniach zębów (zwłaszcza od strony podniebiennej i językowej) pojawiają się po kilku miesiącach beżowe plamy, które jednak są łatwe do usunięcia profesjonalnymi metodami czyszczenia. Paradoksalnie, zjawisko to jest korzystne z punktu widzenia lekarza, który ma możliwość okresowego monitorowania pacjenta zgłaszającego się z powodu osadu nazębnego.
Niektóre preparaty zawierają składniki alergizujące, a ich działanie może nie ograniczać się do powodowania miejscowych zmian, ale manifestować się w odległych miejscach np. w postaci atopowego zapalenia skóry. Do takich silnych alergenów należy chlorek cetylopirydynowy, składnik wielu past do zębów i płukanek. A ponieważ w powszechnym przekonaniu stosowanie płukanek jest dowodem na to, że dbamy o nasze zęby, pacjenci rzadko identyfikują tę grupę środków higienicznych z potencjalnym zagrożeniem dla zdrowia.
Zachęcam Państwa do czytania ulotek informacyjnych dołączonych do produktu, składu podanego na etykiecie płukanki, ale przede wszystkim do konsultowania swoich wyborów z lekarzem dentystą, aby uniknąć działań niepożądanych, efektu placebo albo zwykłego rozczarowania.
*McCullough, Michael; C. S. Farah (December 2008). "The role of alcohol in oral carcinogenesis with particular reference to alcohol-containing mouthwashes". Australian Dental Journal 53 (4): 302–305. http://www3.interscience.wiley.com/cgi-bin/fulltext/121540201/HTMLSTART.
"There is now sufficient evidence to accept the proposition that developing oral cancer is increased or contributed to by the use of alcohol-containing mouthwashes. Whilst many of these products may have been shown to be effective in penetrating oral microbial biofilms in vitro and reducing oral bacterial load, it would be wise to restrict their use to short-term therapeutic situations if needed. Perhaps the use of mouthwashes that do not contain alcohol may be equally effective. Further, mouthrinses should be prescribed by dentists, like any other medication. There may well be a reason for the use of alcohol-containing mouthrinses, but only for a particular situation and for a limited and controlled period of time. As such, patients should be provided with written instructions for mouthwash use, and mouthwash use should be restricted to adults for short durations and specific, clearly defined reasons. It is the opinion of the authors that, in light of the evidence currently available of the association of alcohol-containing mouthwashes with the development of oral cancer, it would be inadvisable for oral healthcare professionals to recommend the long-term use of alcohol-containing mouthwashes."
Szczotka, pasta, kubek, ciepła woda
Tak się zaczyna wielka przygoda... Od czasu skomponowania tej piosenki poziom świadomości prozdrowotnej, w tym również stomatologicznej znacznie się poprawił. Coraz większa liczba osób pragnie nie tylko leczyć swoje zęby, ale przede wszyskim chronić je przed skutkami próchnicy, nie dopuszczając w ogóle do jej pojawienia się.
Tak się zaczyna wielka przygoda... Od czasu skomponowania tej piosenki poziom świadomości prozdrowotnej, w tym również stomatologicznej znacznie się poprawił. Coraz większa liczba osób pragnie nie tylko leczyć swoje zęby, ale przede wszyskim chronić je przed skutkami próchnicy, nie dopuszczając w ogóle do jej pojawienia się.
Wielu pacjentów koncentruje się tu na doborze najskuteczniejszej pasty do zębów. Inni, motywowani przesłaniem reklam telewizyjnych używają płukanek, niestety bardzo często niewłaściwych dla danego przypadku lub nieprawidłowo stosowanych.
Natomiast stosunkowo niewielu pacjentów zdaje sobie sprawę z faktu, iż żaden preparat myjący czy dezynfekujący nie będzie skuteczny, jeśli powierzchnia, która ma podlegać oczyszczeniu nie zostanie udostępniona do zabiegu higienizacyjnego.
Stosowanie nici dentystycznej przed szczotkowaniem warunkuje mechaniczne usunięcie resztek pokarmowych spomiędzy zębów, a co za tym idzie udostępnienie powierzchni międzyzebowych do penetracji detergentu, w postaci pasty do zębów lub płukanki. Pozostawione między naszymi zębami pożywienie nie zostaje bowiem usunięte szczoteczką do zębów i staję się pożywką dla bakterii na wiele godzin, dopóki nie zostanie wypchnięte kolejną porcją pokarmu wtłoczonego tam podczas gryzienia.
W ten sposób zalegające resztki pokarmowe, ulegając mineralizacji pod wpływem śliny, ale również pasty do zębów i płukanek, które z założenia mają utwardzać nasze zęby, nie zaś nasze złogi międzyzebowe, stają się zalążkiem kamienia nazębnego.
Nieświadomi tego – jakże, zdawałoby się, logicznego procesu pacjenci, słysząc o kolejnych pojawiających się ubykach lub konieczności wykonania profesjonalnego czyszczenia, protestują na fotelu tyleż naiwnie, co bezradnie: „Ale przecież ja myję zęby!”. I świetnie! Ale nawet to należy robić z wyobraźnią!
Natomiast stosunkowo niewielu pacjentów zdaje sobie sprawę z faktu, iż żaden preparat myjący czy dezynfekujący nie będzie skuteczny, jeśli powierzchnia, która ma podlegać oczyszczeniu nie zostanie udostępniona do zabiegu higienizacyjnego.
Stosowanie nici dentystycznej przed szczotkowaniem warunkuje mechaniczne usunięcie resztek pokarmowych spomiędzy zębów, a co za tym idzie udostępnienie powierzchni międzyzebowych do penetracji detergentu, w postaci pasty do zębów lub płukanki. Pozostawione między naszymi zębami pożywienie nie zostaje bowiem usunięte szczoteczką do zębów i staję się pożywką dla bakterii na wiele godzin, dopóki nie zostanie wypchnięte kolejną porcją pokarmu wtłoczonego tam podczas gryzienia.
W ten sposób zalegające resztki pokarmowe, ulegając mineralizacji pod wpływem śliny, ale również pasty do zębów i płukanek, które z założenia mają utwardzać nasze zęby, nie zaś nasze złogi międzyzebowe, stają się zalążkiem kamienia nazębnego.
Nieświadomi tego – jakże, zdawałoby się, logicznego procesu pacjenci, słysząc o kolejnych pojawiających się ubykach lub konieczności wykonania profesjonalnego czyszczenia, protestują na fotelu tyleż naiwnie, co bezradnie: „Ale przecież ja myję zęby!”. I świetnie! Ale nawet to należy robić z wyobraźnią!
Nić dentystyczna: fakty i mity
Dlaczego tak bardzo bronimy się przed stosowaniem nici dentystycznej? To pytanie spędza sen z powiek dentystom, którzy informując swoich pacjentów o konieczności używania nici, najczęściej słyszą szereg wymówek usprawiedliwiających uporczywe unikanie nici, mimo wielu upomnień ze strony lekarza.
Dlaczego tak bardzo bronimy się przed stosowaniem nici dentystycznej? To pytanie spędza sen z powiek dentystom, którzy informując swoich pacjentów o konieczności używania nici, najczęściej słyszą szereg wymówek usprawiedliwiających uporczywe unikanie nici, mimo wielu upomnień ze strony lekarza.
Argumenty podawane przez pacjentów dowodzą, że nić dentystyczną obwinia się o niekorzystny wpływ na istniejące wypełnienia, krwawienie z dziąseł, skaleczenia śluzówki, itd.
Głównym jednak problemem pozostaje umiejętność posługiwania się nicią lub raczej brak tejże umiejętności, do czego pacjenci przyznają się bardzo niechętnie.
Stomatolog: spróbuje obalić kilka mitów obecnych w świadomości zbiorowej pacjentów.
Mit 1): „Myję zęby 3,4, a nawet 6 razy dziennie, po co mam jeszcze nitkować?”
Samo szczotkowanie zębów nie wystarczy, aby zachować prawidłową higienę jamy ustnej. Pacjenci nie używający nici dentystycznej zgłaszają się na przeglądy z charakterystycznymi ubytkami próchnicowymi zlokalizowanymi na powierzchniach stycznych zębów (tzw. ubytki kl. II). Nierzadko są to osoby poświęcające swoim zębom wiele uwagi, stąd ich frustracja na wieść o kolejnym zdiagnozowanym ubytku. Zbyt częste szczotkowanie zębów, powyżej 2-3 razy dziennie może prowadzić do patologicznego starcia powierzchni wargowych szkliwa, jednakże nie uchroni pacjenta przed pojawianiem się nowych ognisk próchnicy.
Mit 2): „Moje zęby są ustawione zbyt ciasno, aby pomiędzy nie wprowadzić nić dentystyczną.”
Każdy ząb ludzki jest umocowany w kości za pośrednictwem ozębnej, czyli swoistego aparatu hydraulicznego w postaci milionów włókienek, które umożliwiają mu nieznaczną fizjologiczną ruchomość w zębodole. Dzięki temu zęby mogą się odchylać we wszystkich kierunkach o wartość kilkunastu, kilkudziesięciu mikronów, zachowując żywotność w warunkach działających na nie sił żucia, urazów zgryzowych i mechanicznych itp. Brak ozębnej nie pozwoliłby na prawidłowe ustawienie w łuku wyrzynającego się zęba. Niemożliwym byłoby również korygowanie wad zgryzu za pomocą aparatów ortodontycznych. Wokół implantu, dla przykładu, nie wytwarza się ozębna, stąd ortodontyczne przesunięcie implantu w obrębie kości szczęk jest niewykonalne. Ta fizjologiczna ruchomość zęba w zębodole, którą zawdzięczamy obecności aparatu ozębnowego, daje możliwość wprowadzenia cienkiej nici dentystycznej pomiędzy nawet najbardziej stłoczone zęby, pod warunkiem zachowania ich prawidłowego kształtu. Jeżeli bowiem istniejące w zębie wypełnienie jest przekonturowane (wystaje poza obręb zęba ostrą krawędzią), niedokonturowane (wklęsłe, z wystającymi ponad nie ostrymi krawędziami szkliwa) lub jego powierzchnia styczna nie jest gładka, wówczas próby wprowadzenia nici mogą się kończyć jej zerwaniem lub zaklinowaniem. Nie jest to jednak wina nici, lecz nieprawidłowości kształtu wypełnienia, które należałoby skorygować lub wymienić.
Mit 3): „Boję się, że nicią powyrywam sobie plomby”
Prawidłowo wykonanego i szczelnego wypełnienia nie da się usunąć przy użyciu nici dentystycznej. Utrata wypełnienia podczas nitkowania zębów oznacza, że było ono rozszczelnione lub zbyt słabo przyklejone do tkanek zęba, a więc nie posiadało odpowiednich parametrów wytrzymałościowych. Nie należy go więc żałować, ale zastąpić lepszym.
Mit 4): „Kiedy próbuję nitkować, zawsze krwawią mi dziąsła, postanowiłem więc nie nitkować do czasu, aż przestaną krwawić.”
Złe wieści: mało prawdopodobne, aby dziąsła w stanie zapalnym samoistnie przestały krwawić. Wręcz przciwnie - krwawienie będzie się nasilać. Gingivitis, czyli zapalenie dziąseł wywołane jest najczęściej obecnością złogów poddziąsłowych lub faktem zalegania w ich bezpośrednim sąsiedztwie resztek pokarmowych. Namnażające się tam bakterie wysyłają swoje metabolity w kierunku szczeliny dziąsłowej, powodując podrażnienie i stan zapalny. Pojawia się krwawienie, obrzmienie i bolesność dziąseł, które to objawy mają szansę trwale ustąpić dopiero w wyniku radykalnej poprawy warunków higienicznych. Tę zaś można uzyskać oczyszczając kieszonkę dziąsłową, czyli stosując nić dentystyczną lub wykonując profesjonalne czyszczenie – skaling.
Mit 5): „Wprowadzając nić pomiędzy zęby, kaleczę sobie dziąsła.”
Wynika to prawdopodobnie z niedoskonałej techniki zabiegu, należałoby zatem usprawnić manualnie tę czynność. A ponieważ praktyka czyni mistrza, z czasem na pewno uda się skutecznie ominąć dziąsła „wpadając” nicią do przestrzeni międzyzębowej. Dla porządku przybliżę jedną z technik stosowania nici dentystycznej. Oba końce nici należy owinąć dość ciasno dwu lub trzykrotnie wokół palców wskazujących. Następnie napięty pomiędzy palcami odcinek nici należy od spodu wesprzeć opuszkami kciuków w celu czyszczenia górnych zębów bocznych lub przycisnąć w dół opuszkami palców środkowych, czyszcząc zęby dolne.
Mit 6): „Mimo, że używam nici dentystycznej, i tak sporo jedzenia zostaje mi między zębami.”
Wielu pacjentów przy wyborze nici błędnie kieruje się jej grubością (w obiegowej opinii im cieńsza, tym lepsza), bądź obecnością woskowej powłoki, która ułatwia wślizgiwanie się nici pomiędzy zęby. Oba założenia wydają się z gruntu chybione, gdyż cienka, woskowana nić, a może raczej taśma nie zapewnia skutecznego oczyszczania przestrzeni. Powierzchnia nici powinna być na tyle szorstka, aby zarówno grubsze resztki, jak i najdrobniejszy miał pokarmowy, wczepiając się w nią, został usunięty spomiędzy zębów. Jeżeli brodawka dziąsłowa jest cofnięta, a przestrzeń międzyzębowa otwarta w postaci szerokiego czarnego trójkąta, nasz wybór powinien zmierzać w kierunku nici zwiększających swoją objętość pod wpływem śliny (ang. expanding). Korzystnie jest także wybierać nici nasączone fluorem, aby każde potarcie powierzchni stycznej nicią impregnowało ewentualną demineralizację szkliwa.
Mam nadzieję, że niniejszy artykuł zachęci Państwa do stosowania nici po każdym posiłku, gdyż w przeciwieństwie do częstego szczotkowania zębów jest ono całkowicie nieszkodliwe dla zdrowia, a korzyści z niego płynących nie sposób przecenić.
Głównym jednak problemem pozostaje umiejętność posługiwania się nicią lub raczej brak tejże umiejętności, do czego pacjenci przyznają się bardzo niechętnie.
Stomatolog: spróbuje obalić kilka mitów obecnych w świadomości zbiorowej pacjentów.
Mit 1): „Myję zęby 3,4, a nawet 6 razy dziennie, po co mam jeszcze nitkować?”
Samo szczotkowanie zębów nie wystarczy, aby zachować prawidłową higienę jamy ustnej. Pacjenci nie używający nici dentystycznej zgłaszają się na przeglądy z charakterystycznymi ubytkami próchnicowymi zlokalizowanymi na powierzchniach stycznych zębów (tzw. ubytki kl. II). Nierzadko są to osoby poświęcające swoim zębom wiele uwagi, stąd ich frustracja na wieść o kolejnym zdiagnozowanym ubytku. Zbyt częste szczotkowanie zębów, powyżej 2-3 razy dziennie może prowadzić do patologicznego starcia powierzchni wargowych szkliwa, jednakże nie uchroni pacjenta przed pojawianiem się nowych ognisk próchnicy.
Mit 2): „Moje zęby są ustawione zbyt ciasno, aby pomiędzy nie wprowadzić nić dentystyczną.”
Każdy ząb ludzki jest umocowany w kości za pośrednictwem ozębnej, czyli swoistego aparatu hydraulicznego w postaci milionów włókienek, które umożliwiają mu nieznaczną fizjologiczną ruchomość w zębodole. Dzięki temu zęby mogą się odchylać we wszystkich kierunkach o wartość kilkunastu, kilkudziesięciu mikronów, zachowując żywotność w warunkach działających na nie sił żucia, urazów zgryzowych i mechanicznych itp. Brak ozębnej nie pozwoliłby na prawidłowe ustawienie w łuku wyrzynającego się zęba. Niemożliwym byłoby również korygowanie wad zgryzu za pomocą aparatów ortodontycznych. Wokół implantu, dla przykładu, nie wytwarza się ozębna, stąd ortodontyczne przesunięcie implantu w obrębie kości szczęk jest niewykonalne. Ta fizjologiczna ruchomość zęba w zębodole, którą zawdzięczamy obecności aparatu ozębnowego, daje możliwość wprowadzenia cienkiej nici dentystycznej pomiędzy nawet najbardziej stłoczone zęby, pod warunkiem zachowania ich prawidłowego kształtu. Jeżeli bowiem istniejące w zębie wypełnienie jest przekonturowane (wystaje poza obręb zęba ostrą krawędzią), niedokonturowane (wklęsłe, z wystającymi ponad nie ostrymi krawędziami szkliwa) lub jego powierzchnia styczna nie jest gładka, wówczas próby wprowadzenia nici mogą się kończyć jej zerwaniem lub zaklinowaniem. Nie jest to jednak wina nici, lecz nieprawidłowości kształtu wypełnienia, które należałoby skorygować lub wymienić.
Mit 3): „Boję się, że nicią powyrywam sobie plomby”
Prawidłowo wykonanego i szczelnego wypełnienia nie da się usunąć przy użyciu nici dentystycznej. Utrata wypełnienia podczas nitkowania zębów oznacza, że było ono rozszczelnione lub zbyt słabo przyklejone do tkanek zęba, a więc nie posiadało odpowiednich parametrów wytrzymałościowych. Nie należy go więc żałować, ale zastąpić lepszym.
Mit 4): „Kiedy próbuję nitkować, zawsze krwawią mi dziąsła, postanowiłem więc nie nitkować do czasu, aż przestaną krwawić.”
Złe wieści: mało prawdopodobne, aby dziąsła w stanie zapalnym samoistnie przestały krwawić. Wręcz przciwnie - krwawienie będzie się nasilać. Gingivitis, czyli zapalenie dziąseł wywołane jest najczęściej obecnością złogów poddziąsłowych lub faktem zalegania w ich bezpośrednim sąsiedztwie resztek pokarmowych. Namnażające się tam bakterie wysyłają swoje metabolity w kierunku szczeliny dziąsłowej, powodując podrażnienie i stan zapalny. Pojawia się krwawienie, obrzmienie i bolesność dziąseł, które to objawy mają szansę trwale ustąpić dopiero w wyniku radykalnej poprawy warunków higienicznych. Tę zaś można uzyskać oczyszczając kieszonkę dziąsłową, czyli stosując nić dentystyczną lub wykonując profesjonalne czyszczenie – skaling.
Mit 5): „Wprowadzając nić pomiędzy zęby, kaleczę sobie dziąsła.”
Wynika to prawdopodobnie z niedoskonałej techniki zabiegu, należałoby zatem usprawnić manualnie tę czynność. A ponieważ praktyka czyni mistrza, z czasem na pewno uda się skutecznie ominąć dziąsła „wpadając” nicią do przestrzeni międzyzębowej. Dla porządku przybliżę jedną z technik stosowania nici dentystycznej. Oba końce nici należy owinąć dość ciasno dwu lub trzykrotnie wokół palców wskazujących. Następnie napięty pomiędzy palcami odcinek nici należy od spodu wesprzeć opuszkami kciuków w celu czyszczenia górnych zębów bocznych lub przycisnąć w dół opuszkami palców środkowych, czyszcząc zęby dolne.
Mit 6): „Mimo, że używam nici dentystycznej, i tak sporo jedzenia zostaje mi między zębami.”
Wielu pacjentów przy wyborze nici błędnie kieruje się jej grubością (w obiegowej opinii im cieńsza, tym lepsza), bądź obecnością woskowej powłoki, która ułatwia wślizgiwanie się nici pomiędzy zęby. Oba założenia wydają się z gruntu chybione, gdyż cienka, woskowana nić, a może raczej taśma nie zapewnia skutecznego oczyszczania przestrzeni. Powierzchnia nici powinna być na tyle szorstka, aby zarówno grubsze resztki, jak i najdrobniejszy miał pokarmowy, wczepiając się w nią, został usunięty spomiędzy zębów. Jeżeli brodawka dziąsłowa jest cofnięta, a przestrzeń międzyzębowa otwarta w postaci szerokiego czarnego trójkąta, nasz wybór powinien zmierzać w kierunku nici zwiększających swoją objętość pod wpływem śliny (ang. expanding). Korzystnie jest także wybierać nici nasączone fluorem, aby każde potarcie powierzchni stycznej nicią impregnowało ewentualną demineralizację szkliwa.
Mam nadzieję, że niniejszy artykuł zachęci Państwa do stosowania nici po każdym posiłku, gdyż w przeciwieństwie do częstego szczotkowania zębów jest ono całkowicie nieszkodliwe dla zdrowia, a korzyści z niego płynących nie sposób przecenić.
Bruksizm. czyli nocne zgrzytanie i zaciskanie zębów
Bruksizm wydaje się być chorobą cywilizacyjną. Znaczny procent naszego społeczeństwa cierpi na tę przypadłość, często nie uświadamiając sobie problemu, a przez to doprowadzając do poważnego uszkodzenia zębów, zaniżenia wysokości zwarcia i w konsekwencji konieczności podjęcia kosztownego leczenia protetycznego.
Bruksizm wydaje się być chorobą cywilizacyjną. Znaczny procent naszego społeczeństwa cierpi na tę przypadłość, często nie uświadamiając sobie problemu, a przez to doprowadzając do poważnego uszkodzenia zębów, zaniżenia wysokości zwarcia i w konsekwencji konieczności podjęcia kosztownego leczenia protetycznego.
Bruksizm wywołany jest nadczynnością mięśni żwaczy, tzn. grupy mięśni odpowiedzialnej za przywodzenie i obracanie żuchwy.
Nadczynność ta często ma podłoże psychogenne; nocą odreagowujemy stresy życia codziennego, a im bardziej intensywnie żyjemy, tym więcej mamy do odreagowania nocą.
Fizjologiczne przyczyny bruksizmu sprowadzają się najczęściej do nieleczonych wad zgryzu lub zaniżenia wysokości zwarcia poprzez zbyt niskie wypełnienia lub nieuzupełnione braki zębowe, np. po ekstrakcjach.
Pacjenci cierpiący na bruksizm wykazują zespół charakterystycznych objawów, wśród których należy wymienić częstą utratę lub uszkodzenie wypełnień, odłamywanie się fragmentów zębów, odsłanianie szyjek zębowych i pojawiającą się następczą nadwrażliwość, starcie guzków z obnażeniem zębiny w postaci żółtych obszarów na powierzchniach żujących zębów. Częstym zjawiskiem są również bóle głowy, zwłaszcza w okolicy skroni, pojawiające się rankiem lub po intensywnym żuciu gumy. Jeśli budzimy się rano z uczuciem zmęczenia szczęk lub dziwnego niedopasowania zębów, powinno to wzbudzić naszą czujność.
Najprostszą metodą leczenia bruksizmu jest stosowanie szyny relaksacyjnej wykonanej indywidualnie dla pacjenta. Chroni ona zęby przed niekontrolowanym nocnym przeciążaniem zębów, jak również wpływa rozluźniająco na mięśnie żwacze poprzez okresowe podniesienie wysokości zwarcia, a więc rozciągnięcie mięśni i osłabienie ich zdolności do skurczu.
W przypadkach znacznej atrycji, czyli patologicznego starcia zębów jedynym skutecznym postępowaniem jest protetyczne przemodelowanie zwarcia, co pociąga za sobą konieczność pokrywania zębów koronami.
Warto więc zainteresować się tym problemem odpowiednio wcześnie, korzystając z podpowiedzi stomatologa. Walcząc o młodość naszej skóry, włosów i sylwetki nie zapominajmy o zębach, są naszą wizytówką.
Pacjenci cierpiący na bruksizm wykazują zespół charakterystycznych objawów, wśród których należy wymienić częstą utratę lub uszkodzenie wypełnień, odłamywanie się fragmentów zębów, odsłanianie szyjek zębowych i pojawiającą się następczą nadwrażliwość, starcie guzków z obnażeniem zębiny w postaci żółtych obszarów na powierzchniach żujących zębów. Częstym zjawiskiem są również bóle głowy, zwłaszcza w okolicy skroni, pojawiające się rankiem lub po intensywnym żuciu gumy. Jeśli budzimy się rano z uczuciem zmęczenia szczęk lub dziwnego niedopasowania zębów, powinno to wzbudzić naszą czujność.
Najprostszą metodą leczenia bruksizmu jest stosowanie szyny relaksacyjnej wykonanej indywidualnie dla pacjenta. Chroni ona zęby przed niekontrolowanym nocnym przeciążaniem zębów, jak również wpływa rozluźniająco na mięśnie żwacze poprzez okresowe podniesienie wysokości zwarcia, a więc rozciągnięcie mięśni i osłabienie ich zdolności do skurczu.
W przypadkach znacznej atrycji, czyli patologicznego starcia zębów jedynym skutecznym postępowaniem jest protetyczne przemodelowanie zwarcia, co pociąga za sobą konieczność pokrywania zębów koronami.
Warto więc zainteresować się tym problemem odpowiednio wcześnie, korzystając z podpowiedzi stomatologa. Walcząc o młodość naszej skóry, włosów i sylwetki nie zapominajmy o zębach, są naszą wizytówką.
Karmienie piersią a zęby naszych pociech.
Wokół tego tematu nagromadziło się wiele sprzecznych poglądów, które wprowadzają niepotrzebny szum informacyjny w głowach młodych mam, pragnących zapewnić swoim pociechom jak najlepsze warunki rozwoju.
Wokół tego tematu nagromadziło się wiele sprzecznych poglądów, które wprowadzają niepotrzebny szum informacyjny w głowach młodych mam, pragnących zapewnić swoim pociechom jak najlepsze warunki rozwoju.
Obecnie wielu lekarzy pediatrów reprezentuje pogląd, iż karmienie piersią powinno się kontynuować tak długo, jak tylko matka natura obdarzy kobietę pokarmem. Idąc tym tropem można by z lekkim przymrużeniem oka przyjąć, że do pełnoletności potomka.
Fizjologicznie jednak, naturalny odruch ssania u dziecka wygasa około 12 miesiąca życia i wówczas to niemowlęcy typ połykania zastępowany jest typem połykania dorosłych. Różnica jest bardzo istotna, ponieważ ten pierwszy charakteryzuje się tłoczeniem języka w kierunku powierzchni podniebiennych przednich zębów, drugi zaś polega na dociskaniu grzbietowej powierzchni języka do podniebienia. Ma to zasadnicze znaczenie dla dalszego rozwoju szczęk oraz kształtu łuków zębowych.
U osób z przetrwałym niemowlęcym typem połykania pojawiają się tzw. tremy, czyli szpary między zębami oraz zwiększa się wychylenie zębów do przodu, za co odpowiedzialna jest czynność języka, wielokrotnie w ciągu dnia wypychającego zęby podczas każdego aktu połykania. Również kształt podniebienia ulega odmiennemu wymodelowaniu, ponieważ brak nacisku ze strony języka w kierunku szczytu podniebienia powoduje jego wypłaszczenie.
Drugim istotnym aspektem przedłużonego karmienia piersią jest utrudnione utrzymanie higieny w buzi dziecka, które najchętniej korzysta z mamusinej piersi nocą, kiedy wydzielanie śliny jest znacznie zmniejszone, a gęste, lepkie i słodkie mleko oblepia przez wiele godzin świeżo przybyłe zęby mleczne. Takie doskonałe warunki rozwoju bakterii w prostej drodze prowadzą do rozwoju tzw. próchnicy butelkowej, czyli okrężnej wokół szyjki zęba. Efektem są przedwczesne stresy na fotelu stomatologicznym, kiedy dziecko jest jeszcze niedojrzałe do współpracy z lekarzem oraz nieestetyczne czarne przebarwienia młodych zębów leczonych metodą lapisowania.
Warto się zastanowić nad bilansem korzyści i strat w podejmowaniu decyzji o kontynuowaniu karmienia piersią powyżej 12 miesiąca życia dziecka, a naturalne metody należy brać z umiarem i wyobraźnią, jak wszystko w życiu.
Fizjologicznie jednak, naturalny odruch ssania u dziecka wygasa około 12 miesiąca życia i wówczas to niemowlęcy typ połykania zastępowany jest typem połykania dorosłych. Różnica jest bardzo istotna, ponieważ ten pierwszy charakteryzuje się tłoczeniem języka w kierunku powierzchni podniebiennych przednich zębów, drugi zaś polega na dociskaniu grzbietowej powierzchni języka do podniebienia. Ma to zasadnicze znaczenie dla dalszego rozwoju szczęk oraz kształtu łuków zębowych.
U osób z przetrwałym niemowlęcym typem połykania pojawiają się tzw. tremy, czyli szpary między zębami oraz zwiększa się wychylenie zębów do przodu, za co odpowiedzialna jest czynność języka, wielokrotnie w ciągu dnia wypychającego zęby podczas każdego aktu połykania. Również kształt podniebienia ulega odmiennemu wymodelowaniu, ponieważ brak nacisku ze strony języka w kierunku szczytu podniebienia powoduje jego wypłaszczenie.
Drugim istotnym aspektem przedłużonego karmienia piersią jest utrudnione utrzymanie higieny w buzi dziecka, które najchętniej korzysta z mamusinej piersi nocą, kiedy wydzielanie śliny jest znacznie zmniejszone, a gęste, lepkie i słodkie mleko oblepia przez wiele godzin świeżo przybyłe zęby mleczne. Takie doskonałe warunki rozwoju bakterii w prostej drodze prowadzą do rozwoju tzw. próchnicy butelkowej, czyli okrężnej wokół szyjki zęba. Efektem są przedwczesne stresy na fotelu stomatologicznym, kiedy dziecko jest jeszcze niedojrzałe do współpracy z lekarzem oraz nieestetyczne czarne przebarwienia młodych zębów leczonych metodą lapisowania.
Warto się zastanowić nad bilansem korzyści i strat w podejmowaniu decyzji o kontynuowaniu karmienia piersią powyżej 12 miesiąca życia dziecka, a naturalne metody należy brać z umiarem i wyobraźnią, jak wszystko w życiu.
Podstępne drinki
Popularne soft drinki oraz tzw. drinki energetyzujące na stałe zadomowiły się w diecie współczesnego młodego pokolenia, od którego wymagane jest wiecej, sprawniej, lepiej... Aby podnieść wydajność w pracy i uchronić się przed infekcjami pragniemy też dostarczyć naszemu organizmowi odpowiednio dużo witamin. Soki owocowe wydają się być najlepszym rozwiązaniem, a przy okazji takim naturalnym sposobem na zdrowie.
Popularne soft drinki oraz tzw. drinki energetyzujące na stałe zadomowiły się w diecie współczesnego młodego pokolenia, od którego wymagane jest wiecej, sprawniej, lepiej... Aby podnieść wydajność w pracy i uchronić się przed infekcjami pragniemy też dostarczyć naszemu organizmowi odpowiednio dużo witamin. Soki owocowe wydają się być najlepszym rozwiązaniem, a przy okazji takim naturalnym sposobem na zdrowie.
Ale jaki wpływ ma spożywanie tych napojów na nasze zęby?
Otóż największym zagrożeniem dla szkliwa zęba jest niskie pH, które pojawia się po wypiciu kwaśnego płynu. Szkliwo zostaje wytrawione, a jego powierzchnia staje się chropowata. Ponieważ każdy ząb posiada swoją fizjologiczną ruchomość w zębodole, w trakcie aktu żucia, a nawet tylko podczas zaciskania zębów, dochodzi do tarcia wytrawionych powierzchni stycznych i do ich uszkadzania. Jeśli dodatkowo wypity napój posiadał wysoką zawartość cukru, stworzone są idealne warunki do namnażania bakterii. Uszkodzona powierzchnia szkliwa stanowi wrota dla bakterii, które zapoczątkowują proces próchnicowy pod powierzchnią szkliwa, czyli w zębinie – głębszej warstwie zęba. W tym prostym mechanizmie na powierzchniach stycznych powstają ubytki trudne do dostrzeżenia gołym okiem, jako że widoczne z góry powierzchnie żujące pozostają nienaruszone.
Czy zatem powinniśmy wyrzec się soków owocowych lub drinków energetyzujących, aby uchronić nasze zęby przed próchnicą? Z pewnością nie, ale należy ograniczyć częstość przyjmowania słodko-kwaśnych płynów lub po spożyciu obficie przepłukiwać usta czystą niegazowaną wodą. Należy bowiem pamiętać, że napoje gazowane, również woda, poprzez dwutlenek węgla w nich rozpuszczony zawierają kwas węglowy, który w zdecydowanie mniejszym stopniu, ale również powoduje wytrawienie szkliwa.
Odżywiajmy się zatem i podnośmy naszą wydajność umysłową w sposób racjonalny, aby nie stwarzać swojemu dentyście zbyt wielu powodów do interwencji.
Otóż największym zagrożeniem dla szkliwa zęba jest niskie pH, które pojawia się po wypiciu kwaśnego płynu. Szkliwo zostaje wytrawione, a jego powierzchnia staje się chropowata. Ponieważ każdy ząb posiada swoją fizjologiczną ruchomość w zębodole, w trakcie aktu żucia, a nawet tylko podczas zaciskania zębów, dochodzi do tarcia wytrawionych powierzchni stycznych i do ich uszkadzania. Jeśli dodatkowo wypity napój posiadał wysoką zawartość cukru, stworzone są idealne warunki do namnażania bakterii. Uszkodzona powierzchnia szkliwa stanowi wrota dla bakterii, które zapoczątkowują proces próchnicowy pod powierzchnią szkliwa, czyli w zębinie – głębszej warstwie zęba. W tym prostym mechanizmie na powierzchniach stycznych powstają ubytki trudne do dostrzeżenia gołym okiem, jako że widoczne z góry powierzchnie żujące pozostają nienaruszone.
Czy zatem powinniśmy wyrzec się soków owocowych lub drinków energetyzujących, aby uchronić nasze zęby przed próchnicą? Z pewnością nie, ale należy ograniczyć częstość przyjmowania słodko-kwaśnych płynów lub po spożyciu obficie przepłukiwać usta czystą niegazowaną wodą. Należy bowiem pamiętać, że napoje gazowane, również woda, poprzez dwutlenek węgla w nich rozpuszczony zawierają kwas węglowy, który w zdecydowanie mniejszym stopniu, ale również powoduje wytrawienie szkliwa.
Odżywiajmy się zatem i podnośmy naszą wydajność umysłową w sposób racjonalny, aby nie stwarzać swojemu dentyście zbyt wielu powodów do interwencji.